Najlepiej wydana kasa w 2019 roku – wydatki, których nie żałuję
W zeszłym roku po raz pierwszy odważyłam się podsumować na blogu rok od strony finansów, a właściwie wydatków. Przygotowałam zestawienie najlepszych wydatków z minionych miesięcy. Pisałam wtedy tak: O pieniądzach się nie dyskutuje, o kasie mówić głośno nie wypada, a jak ośmieliłaś się wydać na siebie trochę więcej, kupić sobie coś fajnego czy zainwestować w swoje zdrowie lub rozwój to w ogóle weź się schowaj, przestań się przechwalać. Słyszałyście takie teksty? Bo ja na przykład z takimi przekonaniami w głowie dorastałam. I bardzo cieszę się, że z nich wyrosłam i nauczyłam się mądrze korzystać z pieniędzy które zarabiam.
Dzisiejszy tekst niech stanie się więc kontynuacją tej niechlubnej, samochwalskiej tradycji – opowiem w nim o tym gdzie w minionych miesiącach ulotniła się moja najlepiej wydana kasa, w co “zainwestowałabym” jeszcze raz bez mrugnięcia okiem i które wydatki przyczyniły się najmocniej do poprawy mojego życia i tworzenia najpiękniejszych wspomnień. Kto wie, może znajdziesz tu inspiracje dla siebie na ten rok?
Najlepiej wydana kasa – rozwój osobisty
1. Coaching z Agnieszką Stążką-Gawrysiak
Coaching był najlepszą zeszłoroczną inwestycją w rozwój osobisty jaką mogłabym sobie wyobrazić. Cotygodniowe spotkania z Agnieszką pomogły mi poukładać sobie wiele różnych spraw i emocji. Z każdej sesji wychodziłam czując się mocniejsza, lepiej rozumiejąc samą siebie i moich najbliższych. Elementy “mamowego mentoringu” na które się umówiłyśmy sprawiły, że cały proces skończyłam nie tylko jako spokojniejsza osoba, ale też jako lepsza mama.
Nie mam słów, którymi mogłabym opisać jak wiele dało mi te kilka miesięcy regularnych rozmów i spotkań – coaching wyposażył mnie w wiedzę, przekonania i narzędzia, które wspierają mnie do dzisiaj.
2. Książka – Rachel Hollis “Girl stop apologizing”
“Girl stop apologizing” autorstwa Rachel Hollis była dla mnie książką minionego roku. Nie przeczytałam nic lepszego, nic bardziej dającego do myślenia i mocniej wpływającego na sposób w jaki myślę o biznesie, o sobie, o macierzyństwie i o życiu w ogóle.
Na Rachel trafiłam minionej wiosny, najpierw słuchałam jej podcastów, potem zamówiłam książkę (książki po angielsku zamawiam zawsze na Book Depository), która okazała się tak dobra, że musiałam ją sobie dawkować, inaczej przeczytałabym ją za jednym podejściem!
Mój egzemplarz jest cały pozakreślany i pomazany, nie ma tu strony bez podkreśleń lub notatek – to najlepszy dowód na to, jak ważna dla mnie była ta książka. Utwierdziła mnie ona w przekonaniach związanych z łączeniem pracy z macierzyństwem, rozgrzeszyła z wielu wyrzutów sumienia, nauczyła pracować z wizją i marzeniami. Najfajniejsze jest to, że wracam do niej do dziś i ciągle znajduję tu coś nowego!
3. #kursoksiążka – Ola Budzyńska “Asertywność i Pewność Siebie”
Pierwsza kursoksiążka Oli wpadła mi w ręce w czasie coachingu – byłam wtedy w procesie zmian, pracowałam nad sobą na innych płaszczyznach, postanowiłam więc pracę z kursoksiążką odłożyć nieco w czasie – to była dobra decyzja, bo praca z tą książką jest bardzo intensywna.
Zachwyciła mnie forma kursoksiążki – jestem typem osoby, która lubi pisać, notować, zakreślać, a ta książka nie tylko na to pozwala, ale wręcz do tego zachęca. Zachwyciła mnie merytoryka i co chyba nikogo, kto zna działalność Oli nie zdziwi – konkret i mówienie wprost bez owijania w bawełnę.
Co ciekawe, kupiłam tę książkę z nastawieniem, że pomoże mi ona budować pewność siebie, okazało się, jednak, że rozdział, którego potrzebowałam najbardziej to ten o przekonaniach. Z jego pomocą udało mi się “rozbroić” przekonania, które wypłynęły w czasie sesji coachingowych, a potem już samodzielnie pracować z kolejnymi. To rozdział do którego nadal często wracam. Gdy w mojej głowie zaświeci się lampka alarmująca o włączonym przekonaniu wiem gdzie znajdę pomoc i sposób na to, jak sobie z nim poradzić.
Legimi to platforma, która oferuje dostęp do kilkudziesięciu tysięcy e-booków. Wiele razy chciałam anulować mój abonament – wpadłam tu w pułapkę chomikowania kolejnych książek na półkach i nie czytania żadnej z nich. W zeszłym roku jednak coś się zmieniło, zaczęłam świadomiej korzystać z telefonu, wprowadziłam sobie czas offline, a aplikację Legimi umieściłam tak, aby zawsze była pod ręką.
Dzięki Legimi i książkom, do których mam dostęp w każdym miejscu czytam dużo więcej. Nie wmawiam już sobie, że “jeśli książka to tylko papierowa”. Dzięki opcji podkreślania i zaznaczania najważniejszych fragmentów mój Bank Pomysłów rośnie w oczach (bo notatki z książek na bieżąco lądują w odpowiedniej kategorii w Asanie!). Dzięki licznikom, które pokazują ile faktycznie przeczytałam w skali dnia i tygodnia coraz częściej łapię się na tym, że czytam w chwilach, w których normalnie scrollowałabym Instagram – czytelniczo ścigam się z samą sobą i bardzo to lubię!
Najlepiej wydana kasa – rodzina, czas wolny i odpoczynek
1. Rodzinny wyjazd do Osiedliska nad Soną
W październiku tego roku całą rodzinką wybraliśmy się do Osiedliska nad Soną. Spędziliśmy wspaniały długi weekend rozkoszując się ostatnimi dniami złotej polskiej jesieni. Mam z tego wyjazdu mnóstwo pięknych wspomnień – ziemniaki pieczone w ognisku, gapienie się na gwiazdy z Fabem, mgły unoszące się rano nad polami, spacer zakończony zdjęciami wśród kukurydzy, lenistwo na hamaku i kawa pita na tarasie to tylko kilka z nich.
Najfajniejsze w tym wyjeździe było jednak to, że totalnie odczarował on moje myślenie o podróżowaniu z dzieckiem. My po prostu zbyt mocno staraliśmy się podróżować tak jak “kiedyś” co często kończyło się nerwami i frustracją. Weekend w Osiedlisku nad Soną sprawił, że nabraliśmy ochoty na nowy styl podróżowania – szukamy miejsc z atrakcjami dla maluchów, z przestrzenią, którą może cieszyć się cała nasza trójka, niekoniecznie na końcu świata i niekoniecznie z hipsterskimi kawiarniami na każdym rogu 🙂
2. Weekend w Łodzi z Fabem
We wrześniu świętowaliśmy z Fabem piątą rocznicę ślubu – dzięki wsparciu i pomocy dziadków, którzy w tym czasie przejęli opiekę nad Kajtkiem udało nam się wyskoczyć na pierwszy od ponad półtora roku wyjazd we dwoje. Postanowiliśmy zaszaleć i przenocować w łódzkim Andelsie. Zachwycił nas ten hotel, jego przestronne wnętrza i industrialny styl, przeszklony basen na ostatnim piętrze i wspaniałe śniadanie, które zjedliśmy w niedzielę rano.
To był świetny wyjazd, który pozwolił nam pogadać, nadrobić zaległości w odpoczywaniu, i poukładać sobie kolejne miesiące. Rodzice małego dziecka zrozumieją, że to są takie “luksusy”, na które w codziennym manewrowaniu pomiędzy obowiązkami, pracą i domem często brakuje miejsca.
3. Żłobek Kajtka
Ten temat był u nas długo wałkowany i omawiany z każdej strony, chociaż prawda jest taka, że ja chyba od początku wiedziałam, że w przypadku naszej trójki dobry żłobek okaże się najlepszą decyzją pod słońcem. I miałam rację – nie żałuję ani trochę tego, że “oddałam dziecko do żłobka”.
Nie będę polemizować tutaj z antyżłobkowymi argumentami, powiem tylko, że sama w życiu nie połączyłabym pracy i dbania o swoje potrzeby z taką ilością atrakcji, wrażeń i rozwojowych możliwości, które mój maluch codziennie otrzymuje w żłobku.
Te 4 godziny dziennie, które Kajtek spędza w żłobku pozwalają mi zadbać o siebie, pracę i relację z mężem tak, że potem mogę poświęcić dziecku dużo uwagi i mam energię do najdziwniejszych zabaw i lulania w środku nocy. Nie mówię, że jest to rozwiązanie dla każdego, ale ja nie żałuję żadnej wydanej na nasz żłobek złotówki.
Sama nie wierzę, że to piszę, ale tak – miesięczny abonament open na siłownię był najlepszym prezentem jaki sobie w minionym roku z Fabem zrobiliśmy. Okazało się, że decydując się na wspólne ćwiczenia (a właściwie to ćwiczenie w tym samym czasie) skutecznie rozwiązaliśmy problem pod tytułem “co zrobić ze sobą w wieczory, w które opiekę nad Kajtkiem przejmują dziadkowie”. Do tej pory lądowaliśmy w kawiarni gdzie przy kawie i ciachu najczęściej kończyliśmy pracę. Nie było w tym w sumie nic fajnego.
Siłownia okazała się strzałem w dziesiątkę – przez cały listopad i grudzień chodziliśmy na najróżniejsze treningi, aby odkryć co tak naprawdę w sporcie kręci każde z nas. Ja zakochałam się w sztangach, Fab pokochał cross. Do tego trening, który ułożył każdemu z nas trener personalny i wolne wieczory oraz niedzielne poranki mamy “zaopiekowane”. Spędzamy je na siłowni, mamy więcej energii i wspieramy się nawzajem w tym, aby na te treningi dotrzeć. Super sprawa, serio!
5. Dywan Berber Asila z Łuczowa
Wiem, że pewnie brzmi to śmiesznie, ale żaden zakup do domu nie ucieszył mnie w zeszłym roku tak jak dywan, który w listopadzie pojawił się w naszym salonie i zastąpił wszystkie dziecioodporne maty i dywaniki. Cieszę się, że kupiłam dywan taki jaki chciałam kupić. Nie taki jak podpowiadał rozsądek (ciemny, bo przy dziecku jasny dywan nie ma sensu), nie taki jaki akurat był dostępny w sklepie (zamówiłam nasz dywan online, więc był to zakup trochę “w ciemno”), ale właśnie ten jasny, puchaty, boho-wymarzony.
Ten dywan przeniósł nasze zabawy na podłogę – nie wiem ile razy dziennie tarzamy się po nim z Kajtkiem, nie wiem też ilu guzów nam zaoszczędził, ale na pewno dużo!
6. Okulary
Zwlekałam z wymianą okularów nieprzyzwoicie długo. Mam dużą wadę wzroku i do tej pory nie lubiłam siebie w okularach, nie widziałam więc powodu aby inwestować w nie pieniądze (a dobrze zrobione okulary dla krótkowidza niestety swoje kosztują). Na jesieni postanowiliśmy jednak z Fabem, że przed końcem roku musimy ogarnąć temat. Od listopada jestem posiadaczką okularów, które o dziwo uwielbiam!
Wystarczyło dobrać odpowiednie oprawki i dopłacić za nieco cieńsze szkła. Pokochałam siebie w okularach, chodzę w nich praktycznie wszędzie i czuję się wyśmienicie – zarówno psychicznie jak i fizycznie. Dzięki zamianie soczewek na okulary pożegnałam się z powracającym zapaleniem spojówek!
Najlepiej wydana kasa – firma
1. Wsparcie wirtualnej asystentki
Bardzo bałam się tego wydatku bo na wsparcie Asi decydowałam się w momencie, gdy moja firma ledwo co na siebie zarabiała. Nie otrzymywałam praktycznie żadnych ofert współprac, utrzymywałam się z działań realizowanych z jednym długofalowym klientem oraz z afiliacji. Wiedziałam jednak, że sama z tego dołka nie wyskoczę – miałam na pracę 2 godziny dziennie, a ilość rzeczy, które można zrobić w 2 godziny jest ograniczona. Postanowiłam więc spróbować i znaleźć osobę, która odciąży mnie chociaż odrobinę.
Umówiłam się z sobą, że pakiet 10 godzin wsparcia w miesiącu to dla mnie dodatkowy tydzień pracy i że to jest ten czas, który muszę wykorzystać na zarabianie.
Asia zaczęła stopniowo przejmować niektóre moje obowiązki związane z obsługą bloga i działającej wtedy grupy na facebooku – może nie były to wielkie zadania, ale pozwoliły nam lepiej się poznać i “dotrzeć”. Dzięki temu w momencie gdy na scenę wjechały ważne sprawy czyli cała obsługa techniczna i przygotowanie sprzedaży #Worqbooka, pomoc w księgowości, ustawianie newsletterów, obsługa webinarów wiem, że mam obok osobę, która uzupełnia moje braki i na którą zawsze mogę liczyć.
Czego żałuję? Że nie odważyłam się na delegowanie zadań wcześniej!
2. Kurs online “Instametamorfoza” Oli Foryś
Kurs “Instametamorfoza” to kurs o tym jak mieć spójne konto na Instagramie. Niby nic, a jednak – to najlepszy kurs online w jakim brałam udział. Mówię to bez kokieterii, mimo że Olę – autorkę kursu bardzo, bardzo polubiłam również prywatnie.
Nie widziałam szkolenia lepiej przemyślanego i zaplanowanego niż ten kurs. Przykłady jakimi posługuje się Ola są świetnie dobrane i obrazowe, format lekcji, konkret, który każda z nich zawiera, a zarazem “zjadliwość” porcji wiedzy jaką Ola przekazuje i to uczucie, ten power które sprawia, że aż chce się z materiałami z kursu działać są nie do podrobienia!
Nie nauczyłam się z tego kursu niczego zupełnie nowego, ALE poukładałam sobie wiedzę którą już miałam w kontekście Instagrama – dzięki procesowi jaki zaprojektowała Ola wszystkie te pojedyncze kafelki wskoczyły na swoje miejsce, a ja wreszcie zrozumiałam jak ten mój Instagram ma wyglądać i jak ten jego wymarzony wygląd mogę osiągnąć!
3. Lightroom
Jako dinozaur komputerowy, czyli posiadaczka pudełkowej wersji Photoshopa do wykupienia abonamentu Adobe w ramach którego dostaje się dostęp do Photoshopa i Lightrooma podchodziłam jak pies do jeża – po co mi abonament skoro mam program powtarzałam sobie…
Na eksperymenty z Lightroomem namówiła mnie jednak Magda i jakoś tak z dnia na dzień zainwestowałam w pakiet dwóch programów. I żałuję, że tak długo czekałam.
Przeskoczenie na aktualną wersję Photoshopa było jak przesiadkę ze składaka na super rower trekkingowy – miłość od pierwszego wejrzenie i dużo lepsza efektywność w pracy! Ale Lightroom… Lightroom przypomniał mi dlaczego kiedyś wszystkie zdjęcia robiłam w RAWach, zmotywował do cyfrowych porządków oraz wreszcie popchnął w kierunku bardziej spójnej i szybszej edycji zdjęć.
Najlepiej wydana kasa w 2020 – moje plany na ten rok!
W co zamierzam “inwestować” w tym roku? Mam kilka takich obszarów na celowniku, podzielę się moją złotą trójką!
1. Firma
Moja marka osobista rośnie, a wraz z nią bardzo dynamicznie rozwija się też firma. Mamy wiele planów na ten rok – nowe produkty, przeniesienie sklepu na nową platformę, regularne webinary, współprace z nowymi osobami – to wszystko kosztuje, a ja wiem już obserwując moje zeszłoroczne wydatki, że pieniądze wsadzone w firmę to najczęściej inwestycje, które po krótszej lub dłuższej chwili do mnie wracają. Zamierzam więc inwestować tutaj dalej!
2. Małe przyjemności
Przez wiele lat nie pozwalałam sobie na małe przyjemności. Zawsze na coś oszczędzaliśmy – a to na przeprowadzkę, a to na remont, a to na poduszkę finansową na czas urlopu macierzyńskiego. Oszczędzamy nadal, ale już bez szczypania się w kwestii małych przyjemności. Zachowuję tu umiar, ale już nie przeliczam wszystkiego na złotówki – nie żałuję sobie każdej kawy na mieście, ulubionego magazynu, motka wełny i pary drutów, porządnych butów, wymarzonej bluzki, czy prezentu dla Kajtka. Traktuję je jako małe przyjemności i sobie na nie po prostu pozwalam.
3. Wakacje
To pierwszy rok w moim dorosłym życiu kiedy w styczniu mamy zaplanowane dwa tygodnie wolnego w wakacje. Zaplanowane w sensie – znalezione, opłacone, wykupione, wpisane na sztywno w kalendarz. To dla mnie zupełna nowość – do tej pory żyliśmy z Fabem w trybie last minute. Postanowiliśmy jednak, że nasz odpoczynek jest ważny i zadbamy o niego już na początku roku – myślę, że to był strzał w dziesiątkę, a pomiędzy te wakacyjne wyjazdy wpleciemy jeszcze inne mniejsze i większe eskapady.
Ciekawa jestem jak to wygląda u was – kasa i wydatki to temat tabu, czy wręcz przeciwnie? Z jakiego zeszłorocznego wydatku jesteście najbardziej zadowolone? Jakie macie plany “inwestowania” w tym roku? Dajcie znać w komentarzach!
TO MOŻE CIĘ ZAINTERESOWAĆ
→ Najlepiej wydana kasa w 2018 roku, czyli mały powrót do przeszłości 🙂
→ teksty z serii “Polecajki” – znajdziesz tu wiele miejsc wartych odwiedzenia i gadżetów, które ułatwiają i umilają nam codzienność!