PIERWSZE KROKI NA MLECZNEJ DRODZE Z KAJTKIEM!
Od momentu, w którym przyzwyczaiłam się do myśli, że ja NA SERIO jestem w ciąży i za kilka miesięcy NA SERIO będę mamą w mojej głowie tkwiło nastawienie, że co jak co, ale karmić to ja NA PEWNO będę piersią. Nie wyobrażałam sobie że mogłoby być inaczej! Z takim nastawieniem w głowie kompletowałam naszą wyprawkę, z takim nastawieniem spędziłam ciążę i jechałam na porodówkę – przecież nie może się nie udać! Czy rzeczywistość i pierwszy miesiąc z Kajtkiem na pokładzie to zweryfikowały?
Wiadomo, że raz jest lepiej, raz gorzej, budujemy naszą codzienność od nowa, uczymy się siebie i naprawdę baaaardzo daleko mi do lukrowania początków macierzyństwa. Nauczyłam się już, że gdy tylko wydaje mi się, że wiem co i jak kolejny dzień potrafi te przekonania mocno zweryfikować i zaczynamy praktycznie od zera. Powtarzam tę lekcję do znudzenia 😉
Jest jednak taka jedna sprawa, która jak na razie wychodzi nam super. Nie chcę zapeszać, wiem, że to dopiero początek naszych przygód na mlecznej drodze, wiem, że dużo jeszcze może się wydarzyć, ale strasznie się cieszę, że po pierwszym wspólnym miesiącu mogę ze spokojnym serduchem podpisać się pod hasłem promującym kampanię LOVI #karmienietonieproblem!
DLACZEGO POSTAWIŁAM NA KARMIENIE PIERSIĄ?
Powodów miałam kilka – każdy z nich był dla mnie ważny, każdy działał jak najlepszy motywator w gorszych momentach i o każdym starałam się pamiętać, gdy coś szło nie tak.
Wiedziałam, że mleko mamy jest dla takiego malucha najlepsze. Nie interesowałam się tematem jakoś wcześniej, ale w czasie ciąży wystarczyła lektura kilku artykułów, aby utwierdzić się w tym przekonaniu i wbić je sobie mocno do głowy.
Karmienie piersią to też niezła oszczędność czasu i pieniędzy. Mleko mamy to przecież pokarm, który powstaje sam, za który nie musimy dodatkowo płacić, nie trzeba tu testować mieszanek, wyparzać butelek, przygotowywać wrzątku i robić całej masy czynności, które towarzyszą karmieniu mlekiem modyfikowanym.
Karmienie piersią wydawało mi się też niesamowicie wygodne! Pokarm dla maluszka jest zawsze pod ręką, w odpowiedniej temperaturze, gotowy do podania bez zbędnego sprzętu i gadżetów. O ile łatwiej musi być w takiej sytuacji podróżować czy nawet wyskoczyć z domu na dłuższy spacer!
Większość moich bliskich koleżanek, które już są mamami karmi swoje dzieci piersią, miałam więc w swoim otoczeniu wiele przykładów, że po prostu da się! Byłam przekonana, że karmienie piersią to coś tak bardzo ludzkiego i naturalnego, że zaskoczy i u nas!
INSTYNKT CI PODPOWIE MÓWILI…
11 kwietnia 2018 roku, godzina 2.25, punktualnie co do dnia na świecie pojawił się nasz Kajtek! Gdy emocje po porodzie troszeczkę opadły, pożegnaliśmy się z Fabem i cudnym personelem z porodówki i zostaliśmy z Kajtkiem sami. No i się zaczęło.
Był środek nocy, ciemny pokój w którym ktoś już spał, kilka toreb dookoła, ja i noworodek, który pojawił się na świecie bez konkretnej instrukcji obsługi. Cała wiedza, którą wbijałam sobie do głowy w ciąży nagle wyparowała, a ja nie miałam pojęcia co ze sobą zrobić. Leżałam na łóżku, chrupałam biszkopty, Kajtek spał smacznie obok w szpitalnym wózeczku, a ja modliłam się aby obudził się jak najpóźniej bo na serio nie miałam pojęcia co z nim zrobić, jak go podnieść, położyć obok siebie i oczywiście jak takiego małego człowieka NAKARMIĆ!
Gdy dzieliłam się z wami moimi obawami dotyczącymi macierzyństwa wiele osób pisało o tym, aby się nie martwić bo instynkt na bank zadziała. I ja w to mocno wierzyłam, ale rzeczywistość spłatała mi niezłego psikusa.
Bo wiecie, może to coś o czym głośno się nie mówi, ale u mnie żaden instynkt się nie włączył. Nie zalała mnie fala wielkiej miłości, nie popłynęły łzy, nie odblokowały się jakieś nowe umiejętności, nie pojawiła się naturalna intuicja, która podpowiadałaby co i jak robić. I miałam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Jasne, byłam ciekawa naszego Bejbika. Byłam szczęśliwa, że jest już z nami. Patrzyłam sobie na niego, obserwowałam, byłam dumna i czułam się za niego bardzo odpowiedzialna, ale… to właściwie tyle.
Gdy po kilku godzinach Kajtek zaczął się budzić poczłapałam do dyżurki położnych i z łzami w oczach powiedziałam, że nie mam pojęcia co teraz robić. Wracając do pokoju czułam się jak najgorszy człowiek na ziemi. Czekając na położną i patrząc na spokojnie leżącego synka, którego bałam się wyciągnąć z łóżeczka łykałam łzy i wbijałam sobie do głowy, że rozczarowuję go już na samym początku, bo przecież ja POWINNAM wiedzieć co i jak przy nim robić. Bo instynkt, bo intuicja, bo hormony, bo biologia, bo nagle z tym ostatnim skurczem, z którym Kajtek pojawił się na świecie POWINNAM stać się mamą. Cudne, instaróżowe i w ogóle super idealne początki macierzyństwa, prawda?
PIERWSZE WYBOJE NA NASZEJ MLECZNEJ DRODZE
Mimo tego że nie wiedziałam JAK się za to zabrać wiedziałam że bardzo CHCĘ karmić piersią. Zafiksowałam się na tej myśli, ale co z tego skoro nie wiedziałam jak się za to zabrać?
Potrzebowałam pomocy, kogoś kto pokaże mi w praktyce to, co znałam w teorii z wcześniej wyczytanych mądrych artykułach i poradnikach. Na szczęście szpital w którym rodziłam stawiał raczej na wsparcie w karmieniu niż wciskanie butelek z mieszanką. Położne pokazały mi jak przystawiać synka do piersi. W naszym szpitalu obecna była doradczyni laktacyjna, która odpowiednio szybko skorygowała to, co robiłam nie tak i pokazała jak sprawić, aby karmienie było dla nas obojga wygodniejsze i skuteczniejsze. Nie rozwiązało to wszystkich problemów, ale było znośnie, dawaliśmy radę.
Wspominałam już kiedyś, że pobytu w szpitalu bałam się bardziej niż samego porodu – okazało się, że miałam rację. Nastawiłam się na standardowe 48 godzin i bezproblemowy wypis do domu, okazało się jednak, że nasz pobyt w szpitalu musi się nieco przedłużyć. Kajtek zrobił się żółty jak kurczak – jego żółtaczka była na tyle silna aby zatrzymać nas na obserwacji w szpitalu, nie kwalifikowała się jednak jeszcze do fototerapii. Zalecenie było jedno – karmić, karmić i jeszcze raz karmić. No więc karmiliśmy się do bólu – dosłownie i w przenośni.
Karmienie noworodka z żółtaczką to niezła jazda bez trzymanki. Nie miałam pojęcia, że takie maluchy są dużo bardziej śpiące, że ciężko je obudzić, a przy piersi odpływają po paru minutach ssania.
Starałam się jak mogłam, a i tak na każdym wieczornym obchodzie słyszałam, że nie jest gorzej, ale też nie na tyle dobrze, aby wyjść do domu – cały czas byliśmy na granicy, za niska bilirubina na naświetlania, za wysoka na bezpieczny wypis ze szpitala.
Nie tak wyobrażałam sobie początki karmienia- miałam się skupić na budowaniu więzi z maluszkiem, na poprawnej “technice”, a nie na tym, aby nie wariować w szpitalu i nie usypiać razem z niepokojąco żółtym, przelewającym się przez ręce, wybudzanym co kilka godzin noworodkiem.
Byłam wykończona. Szpitalne noce dały mi w kość. Tęsknota za domem i wsparciem Faba dała mi w kość. Brak własnego miejsca, intymności i spokoju dał mi w kość. Kajtek, który po kilku dniach poobgryzał mnie dość dokładnie dał mi w kość. Zmęczenie, wyczerpanie i zdezorientowanie dały mi w kość. Wolne chwile pomiędzy kolejnymi karmieniami spędzone w towarzystwie złotych rad wujka google dały mi w kość. Na szczęście z perspektywy czasu te wyboiste początki karmienia piersią dały mi coś jeszcze.
#KARMIENIETONIEPROBLEM … JEŚLI WIESZ JAK SOBIE POMÓC
Te kilka trudnych dni w szpitalu dało mi ogromny zastrzyk pewności siebie i wiary w to, że karmienie naprawdę zaczyna się w głowie. Bo ja bardzo chciałam karmić i wiedziałam, że zmuszając Kajtka do jedzenia robię to co dla niego najlepsze. Gdy w środku nocy pojawiały się propozycje podania mu butelki z uporem maniaka powtarzałam, że zamiast tego chcę, aby ktoś jeszcze raz pokazał mi jak przystawić go do piersi, obudzić i zmotywować do jedzenia. Gdy nie dawałam sobie rady wędrowałam do położnych i “prosiłam się” o pomoc do znudzenia. I tak co noc.
Po 5 dniach wyszliśmy do domu – żółtaczka spadała, waga rosła, obyło się bez lamp i naświetlań, a ja mimo że zmęczona fizycznie i wykończona psychicznie czułam, że teraz będzie już z górki.
Te kilka dni w szpitalu uświadomiły mi, że proszenie o pomoc to żaden wstyd.
Zrozumiałam, że za swoim interesem trzeba chodzić, przypominać się i mimo zmęczenia walczyć o to, co ważne.
Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po powrocie do domu było zaproszenie do nas Certyfikowanego Doradcy Laktacyjnego. Bardzo chciałam aby w spokoju, w domowych warunkach, na mojej własnej kanapie doświadczona osoba jeszcze raz przećwiczyła ze mną różne pozycje, pokazała co robię dobrze, a co powinnam poprawić, podpowiedziała jak i kiedy korzystać z laktatora i odpowiedziała na wszystkie, najgłupsze nawet pytania. Powiem wam, że to spotkanie było dla nas najlepszą inwestycją, która codziennie zwraca się z nawiązką!
W szpitalu usłyszałam od jednej z położnych, że jak bardzo naturalną czynnością karmienie by nie było to coś czego oboje z Maluszkiem musimy się po prostu nauczyć. Potrzeba tu czasu i cierpliwości, ale również szybkiego i skutecznego wsparcia.
Z perspektywy moich doświadczeń nie mogłabym się z tym nie zgodzić! Szpital, w którym na świat przyszedł nasz Kajtek jest wyjątkowym miejscem – mimo ogromnej ilości pacjentek personel pomagał i wspierał na tyle na ile tylko pozwalał czas. Nie wyobrażam sobie naszych początków gdzie indziej. Nie wyobrażam sobie pobytu w miejscu w którym zabrakłoby empatii, cierpliwości i wyrozumiałości dla takiej początkującej beksomamy jaką byłam (khemkh nadal jestem!) w tych pierwszych dniach po porodzie.
Pamiętajcie, że każda z nas zasługuje na wsparcie i życzliwe słowo – jeśli nie dostaniemy tego w szpitalu lub najbliższym otoczeniu, musimy same o to zawalczyć, albo skorzystać z pomocy, która czasem jest naprawdę na wyciągnięcie ręki!
W ramach kampanii #KarmienieToNieProblem takie wsparcie oferuje świeżo upieczonym mamom LOVI.
Korzystając ze strony #KarmienieToNieProblem możecie umówić się na bezpłatną konsultację laktacyjną w jednym z 11 miast w całej Polsce.
Dla mnie możliwość porozmawiania z CDL była najlepszym wsparciem na początku karmienia piersią, wiem, że jeśli będę czuła się w tym temacie niepewnie lub najdą mnie jakieś wątpliwości bez chwili wahania umówię się na takie spotkanie po raz kolejny. Jeśli tylko czujecie, że taka konsultacja jest wam potrzebna lub znacie kogoś komu mogłaby się przydać, śmiało korzystacie z pomocy oferowanej przez LOVI!
Na stronie kampanii znajdziecie również wiele ciekawych artykułów dotyczących karmienia piersią, możecie sprawdzić swoją wiedzę rozwiązując quiz, a ja mam dla was konkurs, w którym tym razem do wygrania są dwa laktatory elektryczne LOVI Expert!
KONKURS Z LOVI – WYGRAJ LAKTATOR LOVI EXPERT
Zadanie jest proste: W komentarzu (oznaczonym hasłem [KONKURS z LOVI]) pod tym postem napisz jakie wsparcie było dla Ciebie najcenniejsze lub jakie wsparcie chciałabyś uzyskać podczas karmienia piersią.
Na konkursowe komentarze czekam do 18 maja, a dwa najciekawsze zostaną nagrodzone laktatorem elektrycznym LOVI EXPERT ufundowanym przez LOVI.
Wyniki konkursu i zwycięskie komentarze pojawią się w tym poście 25 maja.
ZWYCIĘZCY W KONKURSIE
Po przeczytaniu wszystkich Waszych komentarzy pełnych pięknych, często mocno wzruszających historii chciałabym dać znać, że laktatory LOVI EXPERT polecą do Iwony oraz Katarzyny!
Gratulacje ogromne i dziękuję Wam za tak liczny odzew w konkursie!
Bardzo lubię te nasze mleczne chwile spędzone wspólnie z Kajtkiem, a odkąd jesteśmy w domu zaczęłam naprawdę się nimi cieszyć. To czas tylko dla nas, bardzo wyjątkowy i wyczekiwany.
Mimo zmęczenia staram się chłonąć na maksa każdy moment, bo wiem, że to wszystko minie zanim się obejrzę. Wiem, że jeszcze wiele mlecznych przebojów przed nami, wiem, że mogą pojawić się problemy, ale nauczyłam się już, że w takich sytuacjach trzeba prosić o pomoc, szukać wsparcia, korzystać z doświadczenia i wiedzy innych. Jeśli coś jest dla was ważne walczcie o to do … zwycięstwa!
No i koniecznie napiszcie w komentarzach jak wyglądały wasze początki na mlecznej drodze – podpowiedzcie jakie wsparcie było dla was najbardziej cenne, albo o jakim wsparciu marzycie!