Faza przejściowa – rosnę ja, rośnie nasza worqshopowa rodzinka!
Dzisiaj będzie inaczej niż zawsze. Będzie trochę bardziej osobiście. Ha, będzie niemalże filozoficznie! Może momentami będzie troszkę od rzeczy. Gdy wolicie, jak jest poukładanie, spójnie i praktycznie to od razu uprzedzam, że dzisiaj tak po prostu … nie będzie.
Zaczynałam pisać ten tekst kilka razy, podchodziłam do niego z wielkim entuzjazmem, a zaraz potem jak pies do jeża. Coś tam pisałam, kasowałam i zaczynałam od nowa. Stukałam w klawiaturę trochę w domu, trochę w kawiarniach, trochę na telefonie. Chciałam czekać na wenę (chociaż na ogół ponad wenę wybieram systematyczność) i strasznie złościłam się gdy jej nie było.
Po kilku tygodniach w końcu jest. Szczery. Chyba dokładnie taki, jak chciałam aby był.
Jakiś czas temu rozmawiałam z kolegą – wspominaliśmy stare dzieje, rozmawialiśmy o tym co było, o tym jacy byliśmy kiedyś i jak się zmieniliśmy, o sprawach, które z różnych powodów nie zobaczyły ciągu dalszego. W czasie tej rozmowy dotarło do mnie, że …
… tak naprawdę, wszystko, to co mamy w życiu jest jakąś fazą przejściową
Myślę o tej fazie przejściowej od kilku dobrych tygodni. Te myśli wracają do mnie gdy spaceruję, gdy wracam z przystanku do domu, gdy słucham muzyki, gdy sprzątam.
To, że chodzę na spacer po tych, a nie innych uliczkach to faza przejściowa – powinnam to wiedzieć, w końcu spacerowałam już po Groombridge, Royal Tunbridge Wells, po Stambule, po warszawskiej Woli i Bemowie. Moje trzydziestoletnie życie doskonale pokazało mi, że zmiany to coś na porządku dziennym, że nie mamy na nie wpływu i niezależnie od tego jak bardzo będziemy się starać zachować status quo one i tak będą się dziać.
Czasem życiową rewolucję fundujemy sobie sami (patrz: nasza przeprowadzka), czasem funduje nam ją codzienność. A skoro zmiany dzieją się bez względu na to, co zrobimy stwierdzenie, że to co mamy tu i teraz – i mam tu na myśli ludzi obecnych w naszym życiu, oswojone miejsca i ulubione przedmioty – jest po prostu kolejną fazą przejściową, czymś co jest pomiędzy jedną a drugą zmianą ma ogromny sens.
Faza przejściowa pomaga wiele rzeczy zrozumieć. Poukładać sobie to, co poszło nie tak. Zaakceptować to co nie wyszło. A przede wszystkim – jeszcze bardziej cieszyć się z tego co jest dobre i wartościowe, doceniać to co mamy na całego, cieszyć się najdrobniejszymi aspektami codzienności i łapać pozytywne chwile i wspomnienia. Bo skoro wiem, że to co obecnie JEST może się za moment diametralnie ZMIENIĆ to dlaczego skupiać się na negatywach?
Faza przejściowa daje spokój i przypomina o tym, że liczy się tu i teraz, że rzeczy, ludzie i miejsca w naszym życiu się zmieniają, my się zmieniamy, codzienność się zmienia i tych zmian nie ma sensu się bać bo one i tak się wydarzą.
Nasze wygodne, poukładane i ogarnięte życie we dwoje jest fazą przejściową. Fakt, że mogę poświęcić tyle czasu ile chcę na bloga i robienie zdjęć, że oboje jesteśmy w domu i mamy nasze poranki na luzie, przytulańce na kanapie, wypady do kina i kawiarni jest fazą przejściową. Decydowanie tylko o sobie, bycie sobie sterem, żeglarzem i okrętem to faza przejściowa, która już za kilka miesięcy się skończy.
Za kilka miesięcy będziemy rodzicami 🙂
I zaczniemy kolejną fazę przejściową dyktowaną karmieniami, pieluszkami i potrzebami Zupełnie Nowego Człowieka. Mimo że pojawienie się malucha w naszym życiu było zaplanowane, to nie będę ściemniać – “trochę” mnie to przeraża. Z drugiej strony wiem, że to będzie po prostu kolejna “faza przejściowa”. A po niej pojawi się kolejna i jeszcze jedna i potem znowu inna. I każdą z nich będziemy starać się docenić i wykorzystać na maksa – już w trójkę.
Brzuszek to też faza przejściowa. I dlatego nie chcę go już przed wami chować, nie chcę kombinować jak napisać kolejny weekendownik, aby nie wygadać się z moją małą – wielką tajemnicą. Nie chcę wyginać się do zdjęć i nosić oversize’owych koszulek, w końcu za kilka tygodni ten brzuszek już się tak łatwo nie ukryje. Zresztą – zawsze powtarzam jak bardzo doceniam to, że tutaj na blogu zebrały się osoby na świetnym poziomie, uwielbiam społeczność, którą tutaj razem tworzymy, uwielbiam nasze komentarzowe wymiany zdań i po prostu, po ludzku: chcę być z wami szczera.
Z drugiej strony – ta obecna faza brzuszkowo – przejściowa potrwa przecież jeszcze tylko kilka miesięcy. Ostatnio czas u nas przyspieszył i tygodnie mijają jeszcze szybciej. Chcę się tym wszystkim cieszyć, chcę skupić się na pozytywach, nie chcę żałować, że zamiast żyć na maksa żyłam w pewnym sensie “dookoła” tematu.
Jeśli coś ma pójść nie tak, to pójdzie – niezależnie od tego czy napiszę o tym na blogu, czy nie.
Więc tak, już zupełnie oficjalnie – na wiosnę worqshopowa ekipa troszkę nam się rozrośnie. Chwilowo rosnę ja, zobaczymy jak to będzie dalej.
W międzyczasie – chcę działać! Oczywiście na tyle, na ile energia mi pozwoli (chociaż na razie czego jak czego, ale energii mi nie brakuje!). Będę dalej szukać pozytywów w codzienności, będę przemycać kreatywność do naszego życia, będę urządzać nasze mieszkanie, będę powoli przygotowywać się na powitanie malucha w rodzinie, no i rzecz jasna – będę rozwijać bloga, będę pisać, robić zdjęcia i dokumentować tą zupełnie nową w naszym życiu fazę przejściową, której cały czas się uczę i codziennie odkrywam ją na nowo.
Jeśli zdarzy się, że będzie mnie tutaj czasem mniej – pamiętajcie, że to też tylko faza przejściowa i w pewnym momencie wszystko pewnie wróci do normy. Chociaż – to może być zupełnie nowa norma. Czas pokaże 🙂
* Wpis sponsorowany przez przyjaźń. Z dedykacją dla osoby, która jakiś czas temu krótką wymianą zdań zainspirowała formę tego wpisu jednocześnie swego czasu będąc jedną z najfajniejszych i najbardziej wartościowych “faz przejściowych” w moim życiu 🙂